Meczennik za wiare w hamulce

Ksiądz bezkarnie rozjechał dziecko i rower.

Wiadomo, że jak sukienkowy za kółkiem przywali w człowieka, winien jest wyłącznie trup. Szczegóły procesu uwalniania księdza od ziemskiej winy nie są jednak powszechnie znane. Konarzyce pod Łomżą, zapraszam.

Była leniwa, słoneczna niedziela 19 czerwca 2005 r. Mariusz (11 lat) wyciągnął górala z przerzutkami. Rower był żółty, widoczny z daleka, bo żółć to kolor papieży i radości, a gówniarz dostał jednoślad z okazji pierwszej komunii.

Mariusz wybierał się na szkolne boisko do kumpli. Szkoła leży przy lokalnej drodze, prostopadłej do szosy łączącej Łomżę z Warszawą. Chłopak jechał drogą. Szosą pomykał ks. kanonik Wojciech Z., wtedy dyrektor łomżyńskiej Caritas, dziś przewodniczący Diecezjalnej Komisji ds. Caritas. Ksiądz mógł nie pamiętać Mariusza, ale chłopiec rozpoznałby go w największym tłumie. To przecież on, Wojciech Z., udzielił mu pierwszej komunii, dzięki której Mariusz dostał żółty rower z przerzutkami.

Szosa naszpikowana jest znakami ostrzegawczymi „Uwaga, dzieci” oraz „Uwaga, przejście dla pieszych” wymuszającymi na kierowcach szczególną uwagę. Drogę, którą zbliżał się Mariusz, widać z szosy doskonale. Mimo to seat księdza spotkał się z rowerem dzieciaka na środku przejścia dla pieszych.

U rowerzysty stwierdzono złamanie kości sklepienia i podstawy czaszki, krwiak podtwardówkowy, krwawienie do przestrzeni podpajęczynkówkowej, stłuczenie mózgu i pnia mózgu. Umarł po dwóch tygodniach.

###

– Ksiądz przyszedł do mnie i powiedział, że odpowiednie instytucje ocenią, kto zawini. Żeby choć powiedział „przepraszam”. Ale nie – żalił się ojciec trupa.

Wierzył, że organy ścigania ustalą, jak było. Rozumiał, że syn wjechał rowerem na przejście dla pieszych, co jest zabronione, ale gdyby ksiądz jechał wolno albo choć zahamował w porę, nie zmieniłby go w nieboszczyka. Albo gdyby wielebny nie miał ręki w gipsie, bo taki gips z pewnością utrudnia manewry. Wcześniej kolega Mariusza też wpadł pod samochód, ale tamten kierowca szarpnął kierownicą i skończyło się na potłuczeniach. Ksiądz kanonik tylko hamował, ale pedał nadepnął za późno.

Policja, która przyjechała na miejsce wypadku, w nerwach zaniedbała kilka rzeczy. Na przykład nie zaznaczyła miejsca, w którym leżał chłopiec.

Biegły wynajęty przez prokuratora ocenił, że ksiądz nieznacznie przekroczył dopuszczalną prędkość (jechał 55 km/h zamiast 50) i nie mógł dostrzec zbliżającego się rowerzysty, gdyż widoczność była utrudniona.

Prokuratura uznała, że sprawcą wypadku był nastolatek, zaś ofiarą ksiądz dyrektor.

Ojciec chłopca wynajął innego biegłego. Ten fachowiec stwierdził, że seat jechał z prędkością 60 km/h, ksiądz zaczął hamować z opóźnieniem, a widoczność była znakomita.

Wniosek: Wojciech Z. jest współwinny tragedii.

Żeby nie zanudzać: mimo sprzecznych opinii biegłych prokuratura wyższego szczebla i sąd przyklepały decyzję prokuratury rejonowej. Ojciec pisał, gdzie mógł, aż zdarzył się cud. Prokurator apelacyjny kazał uzupełnić śledztwo. Założono, że potrącony chłopak leżał tak, jak zeznali świadkowie, i przeprowadzono eksperyment procesowy. Kolejny biegły prokuratury, który brał udział w śledztwie, ustalił, że ksiądz jechał szybciej, niż chciał poprzedni biegły, a chłopiec znacznie wolniej. I sukienkowy jest współwinny tragedii.

Ks. Wojciech Z. męczył się na ławie oskarżonych krótko. W cierpieniu nie był osamotniony. Wierni zrzeszyli się w grupach wsparcia dla księdza. Zbiorowo modlili się, aby duszpasterz odzyskał spokój ducha. Zarzucali, że rodzina Mariusza nie zabiega o sprawiedliwość, tylko pragnie wyłudzić pieniądze. Wspierali kanonika, aż Sąd Rejonowy w Łomży, a ostatnio Sąd Okręgowy w Łomży uznały, że jest całkiem niewinny.

W sprawie wypowiadało się trzech biegłych. Sądy oparły się na opinii najkorzystniejszej dla kierowcy, choć została podważona przez innych fachowców, w tym biegłego prokuratury, i odmówiły przeprowadzenia własnego eksperymentu procesowego. Nie chciały zbadać, w którym momencie Wojciech Z. dostrzegł jadącego w jego stronę chłopca. Powód: dobrodziej nie musi mieć identycznej jak badacze sfery postrzegania. Zresztą miał obowiązek obserwować jezdnię, nie zaś drogę do szkoły.

Dwa składy orzekające nie dostrzegły nic złego w przekroczeniu dozwolonej prędkości („stało się tak nieumyślnie”) oraz zignorowaniu znaków ostrzegawczych „dzieci” i „przejście dla pieszych” (bo „nie można przyjąć generalnej zasady, iż zawsze okoliczność związana z ustawieniem znaku drogowego »dzieci« zobowiązuje kierującego pojazdem do zastosowania się do zasady ograniczonego zaufania”).

###

Ojciec Mariusza przykrywa rower starym chodnikiem, bo żółć budzi w nim złe skojarzenia. Bliscy chłopca milion razy gadali ze świadkami i nikt nie wierzy, że dzieciak pruł jak torpeda i znienacka zajechał drogę wielebnemu. Wciąż trwa śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków przez zabezpieczających zdarzenie policjantów, a w ostatnich dniach Prokuratura Okręgowa w Białymstoku wystą­piła do Sądu Najwyższego o kasację łomżyńskiego wyroku, zarzucając mu robienie jaj z prawa. Nie daje to rodzinie chłopca nadziei. Czym sąd wyższy, tym nieba bliższy.

[2009] NIE.com.pl

Możliwość komentowania jest wyłączona.