Kto zabił Joasię?

Choć wszyscy bezskutecznie szukali, to ksiądz proboszcz doznał cudownego olśnienia i znalazł ciało zamordowanej dziewczynki. Czy miał coś wspólnego z jej śmiercią?

W śledztwie i na procesie człowieka oskarżonego o jej zabójstwo wielebny miał luki w pamięci. I choć na miejscu zbrodni znaleziono kilkadziesiąt śladów biologicznych, nie było odważnego, który by poprosił świątobliwego męża o poddanie się badaniom DNA…

Domniemanemu zabójcy, dusicielowi czternastoletniej dziewczynki, wymierzono karę 15 lat pozbawienia wolności. Zbrodnia miała tło seksualne, a skazany nie wyraził nawet cienia skruchy, stanowczo odmawiając przyznania się do winy. A – zdaniem sądu – powinien, bo miał już na swoim koncie wyrok w zawieszeniu za obnażenie się przed dwiema dziewczynkami, czego dopuścił się półtora roku przed przypisanym mu zabójstwem.

Dlaczego więc dostał tak mało, skoro standardem przy tego rodzaju sprawach jest minimum ćwierćwiecze w więzieniu? Ano wyłącznie dlatego, że „nie zamierzał zabić, lecz tylko zaspokoić swoje potrzeby seksualne”, jak również „nie pastwił się nad ofiarą oraz nie jest zdemoralizowany”. Tak orzekł Sąd Okręgowy w Kielcach, a prawomocność tego wyroku przyklepał 8 listopada 2006 roku Sąd Najwyższy.

Żarty? Nie, to chyba raczej wątpliwość. Istnieją bowiem poszlaki, że faktyczny zabójca wciąż korzysta z uroków życia na wolności. Dlaczego? Bo prokuratura i policja nie widziały potrzeby zweryfikowania podejrzeń wobec pewnego księdza, uznając je – ot, tak po prostu – za „niewiarygodne”…

###

Stało się to 23 września 1998 r. w Pawłowie koło Starachowic. Joanna K. (fot. 1) wracała ze szkoły (fot. 2) i w biały dzień na ruchliwej drodze (fot. 3) prowadzącej do kościoła… zaginęła. Miała 14 lat, była nieufna, z pewnością nie pozwoliłaby się zwabić w ustronne miejsce komuś nieznajomemu. Jej ciało odnaleziono po dwóch dniach w niezamieszkanej tzw. wikariatce (fot. 4), na terenie zabudowań miejscowej parafii św. Jana Chrzciciela. Odnaleziono zresztą w nader tajemniczych okolicznościach, bo 24 września wikariatka została przeszukana przez uczniów miejscowej szkoły i zwłok wówczas nie odnaleziono. Nazajutrz 49-letni ksiądz proboszcz Bogdan N. zaczepił przejeżdżających obok kościoła policjantów i siłą swojego duszpasterskiego autorytetu nakłonił do ponownego obejrzenia wnętrza obiektu. Gdy funkcjonariusze już zlustrowali pomieszczenia i – niczego podejrzanego nie dostrzegłszy – zamierzali wyjść, ksiądz zawrócił ich, bo doznał olśnienia, żeby odsunąć metalowe łóżko. Za nim – zawinięta w koce – faktycznie leżała martwa dziewczynka…

Po godzinie okolica zaroiła się od policyjnych specjalistów, sprowadzono także psa tropiącego.

Naturalnym podejrzanym był mieszkający nieopodal kościoła Jarosław H. (mężczyzna wówczas 28-letni, żonaty, ojciec dwojga dzieci) – skazany w nieodległej przeszłości za wspomniany na wstępie występek ekshibicjonistyczny.

Na niekorzyść H. przemawiał też fakt, że policyjny pies (trzykrotnie atakowany przez szalejące miejscowe burki) najwięcej czasu spędził w obrębie jego posesji, choć w żaden zrozumiały dla przewodnika sposób nie wskazał na jakieś konkretne miejsce zbrodni ani też nie zainteresował się obecnym na miejscu i obwąchanym przelotnie gospodarzem.

Wcześniej, bezpośrednio z wikariatki, pies pobiegł – jak zapewnili nas ludzie z Pawłowa – w kierunku plebanii, a następnie do zabudowań kościelnego. Trasy tej w policyjnym protokole jednak nie opisano (!), zaś tzw. mapkę pracy psa jego przewodnik sporządził dopiero po 2 dniach przy pomocy (!) prokuratora F.

Choć już w pierwszej fazie śledztwa pojawiły się sygnały, że ksiądz proboszcz może być zamieszany w zabójstwo (zdaniem świadków, wiedział nazbyt wiele, miał inklinacje do młodych dziewcząt, zaobserwowano niebywałe zmiany w jego zachowaniach), to Jarosława H. jako jedynego wzięto w ostre „obroty”. Ten jednak konsekwentnie nie przyznawał się do winy, a podczas przeprowadzonych w kieleckiej Komendzie Wojewódzkiej Policji badań osmologicznych psy odmawiały wskazania próbek z jego zapachem.

Dodatkowy problem polegał na tym, że spośród zabezpieczonych na miejscu zbrodni około 60 śladów biologicznych (w tym m.in. plama krwi, kawałki paznokci, włosy na bieliźnie dziewczynki), żaden – jak orzekł biegły genetyk profesor Ryszard Pawłowski – nie należał do Jarosława H.

Kto je pozostawił, oczywiście do dzisiaj nie wiadomo, a należy w tym miejscu odnotować, że prokuratura nigdy nie odważyła się poprosić księdza Bogdana N. o próbki do badań DNA. Zadowolono się zeznaniami wielebnego (potwierdzonymi przez wikariusza ks. Piotra O.), że tragicznego 23 września 1998 r. nie przebywał w Pawłowie. Gdzie był, u kogo, jak długo? Tego śledczy w ogóle nie badali…

###

Mimo braku poważnych dowodów, w styczniu 1999 r. upatrzonego „sprawcę” aresztowano. Siedział 2,5 roku, a znaczną część tego czasu spędził – na skutek ciężkiej depresji – w zakładzie psychiatrycznym.

Gdy przed Sądem Okręgowym w Kielcach rozpoczął się poszlakowy proces, jedynymi aktywami prokuratury były powtórzone badania osmologiczne wskazujące – nosami 3 psów – na to, że Jarosław H. mógł dotykać ciała Joanny i koca, w który zawinięto jej zwłoki. Asem w rękawie oskarżyciela były zeznania Jacka J.– współwięźnia, któremu podejrzany jakoby zwierzał się, że faktycznie popełnił zarzucaną mu zbrodnię.

Z kwestią psiego węchu obrona (adwokaci Jerzy Siwonia i znany kryminolog prof. Jan Widacki) uporała się dosyć skutecznie, wskazując na uchybienia proceduralne biegłego oraz udowadniając, że ekspertyza osmologiczna obarczona jest zbyt wysokim – jak na kaliber zarzutów – prawdopodobieństwem błędu. Świadek Jacek J. okazał się niewypałem, bo ujawnił sądowi, że w zamian za obiecane zmniejszenie kary wyuczył się swoich zeznań, zgodnie z instrukcjami prowadzącego śledztwo policjanta i prokuratora F.

Efekt był taki, że choć oskarżyciel żądał dla Jarosława H. 25 lat więzienia, ten – jedynie na podstawie wyniku badania osmologicznego – został skazany na 4 lata za utrudnianie śledztwa i pomoc nieznanemu mordercy w ukryciu zwłok dziewczynki.

###

Wyrok zakwestionowały obie strony: prokuratura stanowczo domagała się uznania Jarosława H. zabójcą, a obrona wnosiła o uniewinnienie.

Sąd Apelacyjny w Krakowie cofnął sprawę do ponownego rozpoznania i po ponad rok trwającym procesie kielecki Sąd Okręgowy orzekł, że to jednak Jarosław H., „działając z zamiarem bezpośrednim zabójstwa”, udusił Joannę K.

Powód? Zdaniem sądu, skazany chciał zaspokoić swój popęd seksualny. Dowody? Wyciskając z uzasadnienia wyroku wodę, zostaje tylko psi nos. Wyrok? Zastanawiająco niski, bo raptem 15 lat więzienia…

Pomińmy w tym miejscu prawdziwie ślusarską robotę klecenia z poszlak tzw. nierozerwalnego łańcucha, dzięki któremu („mimo braku dowodów bezpośrednich wskazujących na winę oskarżonego” – jak zauważył sąd) udało się jakoś przepchnąć wyrok przez instancje odwoławcze i definitywnie uznać Jarosława H. zbrodniarzem, choć on do dzisiaj uparcie się przed tym broni.

Czy mówi prawdę? My tej zagadki nie rozwikłamy, ale też nie możemy przemilczeć sposobu, w jaki sądy uporały się z problemem ks. Bogdana N.
– Zeznając na rozprawie, proboszcz był w fatalnym stanie psychicznym i sprawiał takie wrażenie, że gdyby sąd go trochę przyparł do muru, to kto wie, czy nie przyznałby się do winy – mówi „FiM” obserwator procesu.

# „Jego [ks. Bogdana N.] zeznania są konsekwentne i stanowcze. Doprawdy trudno jest odnaleźć powód, dla którego, zeznając w ten sposób, miałby kłamać. Skoro więc proboszcza nie było w Pawłowie, to oczywistym jest, dlaczego nie pobrano od niego śladów zapachowych jako materiał porównawczy. Nie było bowiem takiej potrzeby” – tłumaczył w uzasadnieniu wyroku sąd I instancji;

# „Jeśli plotki o sprawstwie księży (lub któregoś z nich) się pojawiały w miejscowym środowisku, a nawet napisy na murach budynków kościelnych, może to być nie tyle przejaw czyjejś wiedzy lub irracjonalnego przekonania, ale i działań inaczej motywowanych – od uprzedzeń i walki grupowej (antykościelnej), aż do zachowań celowych w interesie oskarżonego (…). Nie było więc potrzeby pobierania próbek zapachowych czy to od ks. Bogdana N., czy od ks. Piotra O., jak nie było celowe ustalać cechy ich osobowości bądź seksualności i porównywać je z profilem sprawcy, skoro sprawstwo kogokolwiek innego poza oskarżonym zostało wykluczone innymi dowodami oraz logicznym wnioskowaniem na tych dowodach opartym”– stwierdził Sąd Apelacyjny w świętym Krakowie.

Doprawdy, czyż zamiast opowiadać o „uprzedzeniach” i antykościelnej „walce grupowej”, nie byłoby prościej sprawić, iżby ksiądz proboszcz poddał się badaniom kryminalistycznym, zamykającym gęby wiejskim „plotkarzom”?!

Ks. Bogdana N. biskup zabrał z Pawłowa krótko po tragicznej śmierci Joanny K. Przez niespełna 9 lat zmienił już trzy placówki. Podobno wciąż ma poważne kłopoty z psychiką, topione w alkoholu. Jego byli parafianie nie kryją, że podejrzewali proboszcza o udział w  zbrodni.
– Po aresztowaniu Jarosława H. ludzie wskazywali na proboszcza jako zamieszanego w sprawę zabójstwa – przyznaje jeden z mieszkańców Pawłowa. A ludzie swoje wiedzą…
– Ksiądz N., jak sobie wypił, lubił zaczepiać młode panienki. Joasia była tuż po bierzmowaniu, chętnie chodziła do kościoła. Temu H. z pewnością by nie zaufała, żeby z nim gdzieś pójść. Z księdzem, to co innego – zauważa kobieta, którą spotkaliśmy na cmentarzu.

Adwokat Jerzy Siwonia powiedział dziennikarzowi „FiM”:
– Zdaję sobie sprawę, że to może być odebrane jako kolejna próba obrony mojego klienta, ale znając wszelkie dokumenty, jestem głęboko przekonany o jego niewinności. Przez długi czas ta sprawa nie dawała mi spokojnie zasypiać. Było w niej wiele zupełnie niezrozumiałych manipulacji, z ukrywaniem przez prokuraturę niewygodnych dla niej dowodów włącznie, no i oczywiście zaniechaniem jakichkolwiek czynności, mogących jednoznacznie zweryfikować podejrzenia dotyczące księdza N. Walczymy aktualnie o wznowienie postępowania. Być może prawda wreszcie wyjdzie na wierzch.

Być może w innym kraju, panie mecenasie…

[2007] FaktyiMity.pl 23(379)/2007

Możliwość komentowania jest wyłączona.