Zakonnice z Zabrza skazane za przemoc

Na kary dwóch lat i ośmiu miesięcy więzienia w zawieszeniu skazane zostały dwie siostry boromeuszki z prowadzonego przez zakon ośrodka wychowawczego w Zabrzu.

Zakonnice stanęły przed sądem m.in. za bicie i przyzwalanie na przemoc, w tym także seksualną.
Rozpoczęty w kwietniu 2008 r. częściowo niejawny proces obejmował łącznie 20 zarzutów postawionych przez gliwicką prokuraturę siostrze Bernadetcie, czyli Agnieszce F., byłej dyrektorce specjalnego ośrodka wychowawczego w Zabrzu prowadzonego przez zakon, oraz innej zakonnicy Bogumile Ł., czyli siostrze Franciszce. Zarzuty dotyczyły m.in. znieważania wychowanków i naruszania ich nietykalności cielesnej.

Sąd zastosował wobec siostry Bernadetty (Agnieszki F.) łączną karę dwóch lat pozbawienia wolności z zawieszeniem wykonania na pięć lat, natomiast siostrę Franciszkę (Bogumiłę Ł.) skazał na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Sędzia Rak zaznaczył, że w toku procesu siostra Bogumiła Ł. została uniewinniona od jednego z zarzutów – dotyczącego bicia lub innego naruszenia nietykalności cielesnej. Wszystkie pozostałe zarzuty zostały przed sądem dowiedzione. Ich liczba obejmowała tylko te, które nie uległy przedawnieniu, bowiem proceder przemocy w zabrzańskim ośrodku trwał od ponad dwudziestu lat. Obu zakonnicom sąd zakazał też zajmowania stanowisk związanych z leczeniem i opieką nad dziećmi – Agnieszce F. dożywotnio, a Bogumile Ł. na osiem lat.

Proces dotyczył zdarzeń z okresu między styczniem 2005 r. a styczniem 2006 r. Według prokuratury, odpowiadające w procesie z wolnej stopy była dyrektorka ośrodka i jej podwładna miały między innymi zlecać innym wychowankom wykonywanie kar fizycznych na dzieciach oraz same stosować wobec podopiecznych przemoc fizyczną i psychiczną.

Jeden z zarzutów dotyczył gwałtu na chłopcu, którego siostra Agnieszka F. zamknęła na noc w pokoju z dwoma innymi wychowankami. Zdaniem prokuratury, okoliczności tego zdarzenia wskazują, że zakonnica pomogła w ten sposób w tak zwanym „doprowadzeniu do poddania się czynności seksualnej” osoby poniżej 15. roku życia.

Śledztwo w sprawie przemocy w zabrzańskim ośrodku boromeuszek było pokłosiem innego dochodzenia prowadzonego przez gliwicką prokuraturę – w sprawie zabójstwa w lutym 2006 r. 8-letniego Mateusza Domaradzkiego z Rybnika. Ciała chłopca, mimo szeroko zakrojonych poszukiwań, dotąd nie odnaleziono. Jeden z oskarżonych o dokonanie tej zbrodni, Tomasz Z., był wychowankiem zabrzańskiego ośrodka boromeuszek. W śledztwie po zabójstwie 8-latka tłumaczył, że jego późniejszą postawę ukształtował fakt bycia świadkiem, ofiarą, a później także uczestnikiem gwałtów, do których tam dochodziło.

Przy okazji rozpoczęcia procesu w sprawie przemocy w zabrzańskim ośrodku sprawa była opisywana w mediach. Dotknięty niektórymi relacjami Zarząd Kongregacji Sióstr Miłosierdzia pod wezwaniem Karola Boromeusza w Trzebnicy wydał wówczas oświadczenie wyrażające „ogromne ubolewanie” z powodu rozpowszechniania przez media „potwornie zniekształconych faktów związanych ze sprawą molestowania seksualnego wśród wychowanków Specjalnego Ośrodka Wychowawczego w Zabrzu”.

Kuratorium Oświaty w Katowicach, które po informacji prokuratury na początku 2007 r. kontrolowało zabrzański ośrodek uznało, że opieka w placówce, w której przebywa ok. 50 dzieci, mogła nie być prawidłowa, a stosowane tam metody były archaiczne. Wnioski przekazano zgromadzeniu sióstr boromeuszek, które zareagowało zmieniając tam kierownictwo.

Siostra Bernadetta, czyli Agnieszka F., funkcję dyrektora Specjalnego Ośrodka Wychowawczego Zgromadzenia Sióstr Boromeuszek w Zabrzu, pełniła od od 1978 r. Była cenionym pedagogiem. Pięć lat przed rozpoczęciem procesu otrzymała zabrzańską Nagrodę św. Kamila. – Kocham dzieci, serce mi pęka, kiedy widzę że są opuszczone i smutne, wiem, ile dla nich znaczy uśmiech i ciepłe słowo – mówiła w wywiadzie po otrzymaniu nagrody. Drobna, cicha, delikatna, absolwentka pedagogiki ogólnej na KUL. W trakcie przesłuchań przyznała: – To normalne, że dzieci trzeba karać. Dzieciom nie należy wierzyć.
Siostra Franciszka była prawą ręką dyrektorki i działała pod jej całkowitym wpływem. W opinii biegłego bezrefleksyjnie przejęła metody wychowawcze stosowane przez przełożoną.

Przez lata nikt z zewnątrz nie miał żadnego wpływu na to, jak działa ośrodek, gdyż placówka jest niepubliczna. Mieszkają tam dzieci z rodzin patologicznych, zazwyczaj opóźnione umysłowo, od trzeciego roku życia do ukończenia18 lat, a niekiedy dłużej. Dom otoczony jest wysokim murem, okna zakratowane.

W styczniu 2006 r. sprawę molestowania w ośrodku badała miejscowa prokuratura na podstawie zawiadomienia dyrektora szkoły w Zabrzu. Patryk W., jeden z wychowanków, przyznał nauczycielce, że jest gwałcony w ośrodku przez dwóch chłopców, braci. Prokuratura potwierdziła ten fakt. Jeden z braci został skazany na dwa lata w zawieszeniu na pięć, wobec drugiego ze względu na niepoczytalność sprawa została umorzona. Patryk trafił do Ośrodka Wspomagania Kryzysowego. Powiedział, że jeśli będzie musiał wrócić do sióstr, popełni samobójstwo. Zabrzańska prokuratura nie wyjaśniła wówczas, co dzieje się w domu dziecka prowadzonym przez boromeuszki.

Dopiero śmierć Mateusza Domaradzkiego w 2005 r. spowodowała, że do ośrodka weszli prokuratorzy. O jego zgwałcenie i zamordowanie oskarżono Łukasza D. i Tomasza Ż. 28-letni Tomasz był wychowankiem domu dziecka prowadzonego przez zakonnice. Podczas przesłuchania opowiedział śledczym o swoich przeżyciach. Trafił do Specjalnego Ośrodka Wychowawczego Zgromadzenia Sióstr Boromeuszek w Zabrzu w wieku trzech lat. Kilka miesięcy później został zgwałcony przez starszego kolegę. Po ponad 20 latach od zdarzenia pamięta, że „to było coś strasznego”. Tomek nie był wyjątkiem. W ośrodku grupa starszych chłopców regularnie pastwiła się nad młodszymi, molestowała i brutalnie gwałciła, na co siostry nie reagowały.

Fakty te potwierdziło później 22 świadków oskarżenia – wychowanków ośrodka, w większości dorosłych mężczyzn.
Tomek Ż. mieszkał w ośrodku 15 lat. Gdy dorósł, zaczął postępować wobec mniejszych dzieci wedle tego, czego sam doświadczył. Opuścił dom jako dorosły człowiek, o stwierdzonych w trakcie śledztwa zaburzeniach osobowości. W 2000 r. zgwałcił swojego kuzyna Łukasza i psychicznie go sobie podporządkował. To właśnie Łukasz stał się później współsprawcą morderstwa.

Inni wychowankowie zeznali w czasie procesu sióstr, że dzieci były przez nie wyzywane (np. „ty pedale”, „debilu”), bite, np. wieszakiem, pasem, mopem, kijem. Karano je za zgubienie skarpetki czy urwanie guzika. Dostawało się tyle, ile się miało lat. Za gorsze przewinienia trzeba było iść na strych. Siostra Bernadetta nie biła. Mówiła tylko do starszych, zaufanych wychowanków: „Jest wasz, dajcie mu nauczkę”.

Dzieciom nie wolno było mieć zabawek. Te, które przychodziły do ośrodka zamykano, żeby nie zostały zniszczone przez wychowanków. Gdy dziecko moczyło się w nocy – co spotykało większość z nich – karą było wachlowanie prześcieradła aż będzie suche. Dzieci są na noc zamykano w pokojach na klucz, wstawiając do środka wiadro na nieczystości. W ciągu dnia przebywały na sali dziennego pobytu pod okiem sióstr. Prokuratorzy ustalili, że takie zwyczaje panowały w ośrodku od lat 70. Siostra Agnieszka F. w lipcu 2006 r. została odwołana ze stanowiska dyrektorki.

[2010.09.17] Znak.org.pl

Możliwość komentowania jest wyłączona.