FiM – Złota Jesień kanonika

Siedemdziesięciu starszych ludzi zaufało i wpłaciło po kilkadziesiąt tysięcy złotych proboszczowi parafii pw. św. Kazimierza, szefowi Domu Opieki „Złota Jesień” w Gdańsku, który obiecywał im w zamian własnościowe apartamenty, całodobową opiekę bytową, pielęgniarską i lekarską. Teraz owieczki zaciągnęły swojego pasterza przed sąd, domagając się prawa własności do zajmowanych lokali lub zwrotu pieniędzy.

W 1994 r. kanonik Julian Noga, ówczesny proboszcz parafii św. Kazimierza w Gdańsku doznał olśnienia, aby wybudować dom opieki społecznej. Od myśli przeszedł do czynu i rozpoczął zbieranie funduszy. W specjalnie wydanym folderze zapewniał przyszłych pensjonariuszy, że będą mieszkać w nieprzeciętnym luksusie, z całodobową opieką lekarską i pielęgnacyjną. Gwarantował także leczenie paliatywne we własnym centrum rehabilitacyjnym itp. Godną starość miały zapewnić mieszkania jedno- i dwupokojowe z balkonami, łazienką, garderobą, kuchnią, garażem w piwnicy oraz własny telefon. Do tego jadalnia z domową kuchnią i kaplica. Dla ludzi samotnych i chorych miało to być niebo na ziemi. Po polsku i angielsku reklamowano, że: „Dom przeznaczony jest zarówno dla osób samotnych, jak i dla małżeństw, które mogą zakupić jedno bądź dwa mieszkania, każde o pow. 30 m kw. (…)”. Zakupienie oznacza nabycie mieszkania na własność. 70 osób zdecydowało się na zamieszkanie w przyszłym Domu Opieki „Złota Jesień”. Na ten cel większość z nich przeznaczyła oszczędności całego życia.

Umowy

Kiedy przyszło do konkretów, naiwnym i często nieświadomym osobom zwerbowanym w kościołach, proboszcz podsuwał do podpisu przedziwne umowy. Parafia żądała za metr kwadratowy powierzchni mieszkania kwot od 500 do 2000 zł w zależności od roku, w którym podpisywano umowę, czyli wyznaczyła ceny dużo wyższe od obowiązujących wówczas na rynku nowych mieszkań. W latach 1995–1996 ludzie wpłacili na konto parafii kwoty 20–50 tys. zł od głowy. W sumie – ponad dwa miliony złotych!

W 1998 r., po zasiedleniu niewykończonego jeszcze budynku, plebanowi coś się nagle odmieniło. Wymusił na staruszkach podpisanie nowych umów, w których nie było już mowy o zakupie mieszkań, ale… o ich najmie. Krystyna Łucyszyn: – Od samego początku byłam przeświadczona, że zawieram z parafią umowę o zakup mieszkania. Ksiądz jasno mówił, że mieszkania będą nasze. Później nagle okazało się, że zrobiono z nas nie właścicieli, ale lokatorów. Kupiłam mieszkanie, ale nie mam ani lokalu, ani pieniędzy.

Ksiądz Julian Noga: – Wszyscy, zanim wpłacili pieniądze, wiedzieli, że nie będą właścicielami mieszkań. W umowie jest napisane wyraźnie, że są lokatorami. Mogli ich nie podpisywać.

Tym prostym sposobem ksiądz dokonał cudu. Mieszkający w „Złotej Jesieni” zapłacili kasę jak za własnościowy superapartament, ale mogli go tylko wynajmować. Oczywiście, muszą płacić księdzu dodatkowo określone stawki wynajmu. Wkrótce też okazało się, że powierzchnie lokali są mniejsze od 6 do 14 metrów od tego, co staruszkom obiecano. Mimo to proboszcz zażądał dopłaty ekstra po 10 tys. zł od każdego za… „luksus” szwedzkich podłóg, kafelki na balkonie i wyposażenie łazienki. Za taką kasę 20-metrowe mieszkanko można by pokryć marmurami, a jednak w łazienkach złotych kranów nie widzieliśmy.

Stowarzyszenie

Tymczasem cwany księżulo założył Stowarzyszenie Domu Opieki „Złota Jesień”, którego członkami – jak twierdził w lokalnej (parafialnej?) gazetce „Głos Zaspy” – automatycznie stali się wszyscy wpłacający kwoty na budowę Domu. Z tego tytułu przyznano im prawo do ulg w usługach rehabilitacyjnych: „(…) To ma być, tak jak kościół, nasz wspólny dom, wybudowany wspólnym trudem, w którym będziemy mogli przebywać, leczyć się i czuć się jak u siebie”. Niestety, gadka proboszcza to jedno, a rzeczywistość to zupełnie co innego. Z fantastycznych, składanych publicznie przez ks. Nogę obietnic, które mówiły o troskliwej, całodobowej opiece, domowej kuchni, spokoju i wygodzie – niewiele zostało. Samorządowi mieszkańców, który interweniował w tych sprawach, zabroniono działalności! Nie wszyscy też mogą należeć do Stowarzyszenia. Ksiądz Noga: „Nie potrzebujemy rozrabiaczy. Stowarzyszenie potrzebuje osób twórczych, z inicjatywą, a nie takich, co wszystko burzą” („Dziennik Bałtycki” z 17.01.2000 r.).

Szybko też ks. Noga przekazał Dom w nieodpłatne użytkowanie na okres 30 lat Stowarzyszeniu Domu Opieki „Złota Jesień”, którego prezesem był… ksiądz Julian Noga! Żeby uniknąć komentarzy, papiery ze strony Stowarzyszenia podpisali wiceprezes i skarbnik. Następnie ksiądz-prezes dokonał w sądzie nowelizacji statutu, która eliminowała prawo wiceprezesa i skarbnika do podejmowania decyzji finansowych w Stowarzyszeniu, przypisując je jedynie prezesowi, czyli ks. Nodze. Kiedy fakt ten ujawniono, ksiądz Noga zrzekł się prezesowania Stowarzyszeniu na rzecz dra Włodzimierza Sikorskiego. Od lipca 2001 r. przestał być również proboszczem parafii św. Kazimierza. Lokatorzy jednak nadal zgodnie twierdzą, że w dalszym ciągu to on i tylko on rozdaje karty. Opinię tę może potwierdzać fakt, że to właśnie Noga odpowiada na pisma kierowane do parafii w sprawie Domu, twierdząc, że ma do tego upoważnienie nowego proboszcza, Leszka Laskowskiego.

Lokatorzy Domu Opieki „Złota Jesień” mają też inne pretensje do czarnych sukien. Jedną z nich jest zupełny brak rozliczenia kosztów budowy obiektu oraz ustalenia wartości odtworzeniowej metra kwadratowego zajmowanych przez nich lokali.

Rozliczenie

Maria Pawlaczyk: – Od pięciu lat parafia ukrywa faktyczny koszt metra kwadratowego wraz z infrastrukturą. Parafia nie rozliczyła się jako inwestor wobec lokatorów z otrzymanych kwot, chociaż ksiądz Noga twierdził w odpowiedzi na nasze pisma, że rozliczenia takie nastąpią. Nie sporządzono też żadnych protokołów dotyczących wyposażenia lokali przez inwestora i przez lokatorów. Do dziś nie wiemy, za co tak dokładnie zapłaciliśmy.

Ksiądz Julian Noga: – Koszty budowy Domu nigdy nie zostaną rozliczone, ponieważ jest on własnością parafii.

Danuta Golińska-Pyrgiel: – Zwiedzeni obietnicami opieki ludzie dali księdzu pieniądze na mieszkania, których teraz są tylko najemcami. Za to, że mogą tam mieszkać, muszą płacić czynsz 200–250 zł za 20- lub 30-metrowy pokój z łazienką i aneksem zamiast kuchni. Ksiądz mówi, że są to opłaty za ogrzewanie i wodę oraz za antenę telewizyjną, bo za telefon płacimy oddzielnie. Nikt jednak nie widział rozliczeń rzeczywistych kosztów tych mediów.

Przyciśnięty do muru ksiądz Julian Noga wyjawił wreszcie, że pieniądze, które pobrał od chętnych na zamieszkanie w domu opieki, nie były funduszami, za które sfinansowano budowę. Od samego początku przeznaczone były na zabezpieczenie kosztów opieki nad tymi lokatorami, którzy w przyszłości wymagać będą specjalnej troski. Koszt ten wynosi dzisiaj 1600 zł miesięcznie. Logika myślenia kanonika jest więc taka: wszyscy, którzy chcą zamieszkać w „Złotej Jesieni”, wpłacają kasę, która leży (?) sobie na koncie parafii do czasu, kiedy ktoś ze staruszków stanie się obłożnie chory. Wtedy koszty opieki nad nim (1600 zł) będą pokrywane z tych pieniędzy.

Łatwo więc policzyć, że zebrane przez księdza 2 mln zł wystarczy na opiekę nad 7 osobami (tyle osób przystało na powyższe warunki) przez 14 lat! Nawet przez więcej, bo trójka z nich, aby nie robić księdzu kłopotu i kosztów, po prostu wzięła i umarła.

Opieka

Luksusowa całodobowa opieka pielęgniarsko-lekarska w „Złotej Jesieni” sprowadza się aktualnie do tego, że kilku lekarzy przyjmuje w ciągu czterech godzin w tygodniu (sic!) lokatorów Domu. W nocy oraz w soboty, niedziele i święta tzw. lekarz całodobowy odmawia przyjścia do nagłych zachorowań. Pensjonariusze muszą więc liczyć tylko na państwowe pogotowie ratunkowe. Od tych, którzy nie mogą wstać z łóżek, żąda się dodatkowych opłat za opiekę w wysokości 1000 zł miesięcznie.

To jeszcze nie koniec. Zamiast obiecywanych domowych posiłków lokatorom dowozi się w termosach niedogrzane i niesmaczne obiady, których ci często nie chcą do ust nawet wziąć. Osoby ciężko chore mają też zakaz informowania o swoim samopoczuciu odwiedzających ich przyjaciół. Na podobne pytania również personel nie udziela odpowiedzi. Nieczynna jest sygnalizacja wezwaniowa i przeciwpożarowa, a gaśnice zamknięto na klucz. Nie ma suszarni na bieliznę, garaży na rowery i wózki, więc starsi ludzie taszczą je windą na 4 piętro.

Dotarliśmy też do Mieczysława Karasińskiego, przewodniczącego samorządu mieszkańców w 2000 r., a obecnie szefa Stowarzyszenia Pomocy Lokatorom Domu Opieki „Złota Jesień”, które założyli niezadowoleni lokatorzy.
– Zostaliśmy oszukani– mówi M. Karasiński. – Lokatorzy wprowadzili się na ogół do jednego pokoju z łazienką, bez żadnych drzwi wewnętrznych, bez wyposażenia kuchni i bez wyposażenia łazienki. W tym jednym pomieszczeniu śpią, chorują, odpoczywają, gotują posiłki, przyjmują gości, piorą i suszą bieliznę, załatwiają swoje potrzeby. Starzy ludzie szybko podupadają na zdrowiu wskutek niewłaściwego leczenia (lub jego braku), zastępowanego podawaniem tabletek „uspokajających”. W ostatnich latach było kilka przypadków nagłych zgonów, bo albo odmówiono tym osobom opieki lekarskiej, albo leczono nieskutecznie.

Biznes

Po częściowym wybudowaniu Domu Opieki (do dziś budowy nie zakończono, a obiekt nie jest prawnie oddany do użytku!) ksiądz Noga zorientował się, że zamieszkiwanie obiektu jedynie przez najemców to żaden biznes. Rozpoczął więc akcję stopniowej zmiany jego funkcji: z opiekuńczo-charytatywnej na leczniczo-rehabilitacyjną. W 1998 r. na trzecie piętro budynku B wprowadził więc płatny Zakład Leczniczo–Rehabilitacyjny, który w rzeczywistości spełnia rolę hospicjum z bardzo ciężko chorymi. Miesięczny koszt pobytu wynosi 1600 zł. To wciąż jednak biznes za mały, więc ksiądz upycha po dwie, trzy osoby w jednym pokoju. Wtedy dochód wzrasta do 3200 i 4800 zł z lokalu. Na konto tych „luksusów” ksiądz kasuje emerytury pensjonariuszy, opłaty pobierane od ich rodzin oraz wysokie dotacje wojewody pomorskiego…

Mieczysław Karasiński: – Ksiądz Noga powoli, lecz uparcie zmienia funkcję Domu Opieki na paraszpital i hospicjum. Głównym motywem tych działań jest chęć zwiększenia zysków. Cóż bowiem mogą mu zapewnić lokatorzy, którzy wydali już pieniądze na budowę domu? Tylko kwoty wynikające z maksymalnego czynszu regulowanego.

Ksiądz ciągle kombinuje. Niedawno do obiektu wprowadzono dodatkowo pensjonariuszy Domu Pomocy Społecznej, który finansowany jest przez miasto Gdańsk. Kasa płynie więc szerokim strumieniem. Gabinet lekarski znajdujący się w Domu klecha wynajmuje lekarzom, którzy prowadzą w nim swoje prywatne praktyki. Dodatkowym źródłem dochodów jest wynajmowanie studentom na kwatery pomieszczeń przeznaczonych pierwotnie na pokoje gościnne dla rodzin pensjonariuszy. Dom prowadzi również nie do końca legalny hotel, do którego często nocą przychodzą pary…

Na terenie, który na zdjęciach w reklamowym folderze „robi” za kwietną łąkę, biznesmen w sutannie urządził ogromny, płatny parking. Interes, jak wszystko tutaj, śmierdzi. Parking zajmuje bowiem prawie dwa razy więcej miejsca niż teren uwidoczniony na planach geodezyjnych jako własność parafii. Ks. Noga otrzymał zezwolenie na parkowanie 400 samochodów. Gołym okiem jednak widać, że przyjmuje tam około 700 aut. Ciekawe, czy Urząd Miasta Gdańska wie o tych rozbieżnościach.

Akcja

Do swoich interesów proboszczowi udało się nagonić sponsorów (m.in. duńska gmina Helsingor i Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej w Warszawie). Kłamstwami nakłania kogo tylko się da, aby przekazywć kwoty w formie darowizn.

Krystyna Łucyszyn: – Pieniądze wpłacałam przez bank. Pierwszą ratę przyjęli bez problemu. Podczas drugiej wpłaty pani w okienku kazała zmienić zapis i na druku dopisać, że jest to darowizna. Ksiądz mówił później, że tak jest dla nas lepiej, bo dzięki temu unikniemy podatku.

Mieczysław Karasiński: – Ksiądz podejmuje usilne starania o odzyskanie lokali przez nas wykupionych i zajmowanych, aby rozszerzyć usługi hospicjalne. W tym celu proponuje nam, w zamian za wyprowadzkę, zwrot w całości kwot wpłaconych przed laty. Po pięciu latach płacenia czynszu i niekorzystania ze świadczeń Domu Opieki, ksiądz Noga proponuje nam jałmużnę! Pisaliśmy w tej sprawie do Kurii, ale ta – jak to ma w zwyczaju – dotąd milczy…

Dwudziestu sześciu zdesperowanych pensjonariuszy podało parafię pw. św. Kazimierza do sądu.

[2003] FaktyiMity.pl Nr 1(148)/2003

Możliwość komentowania jest wyłączona.