Kościół kaja się za pedofilię. Ofiary chcą odszkodowań

Do fundacji Nie Lękajcie Się zgłosiło się już kilkadziesiąt osób molestowanych w dzieciństwie przez duchownych. Za tydzień w Krakowie odbędzie się liturgia pokutna. Wtedy Kościół przeprosi za pedofilów w swoich szeregach.
Sądowy szlak przeciera Marcin K., którego proces cywilny przeciwko kurii koszalińsko-kołobrzeskiej rozpoczyna się dziś.

Mężczyzna był – jako 12-latek – molestowany przez księdza Zbigniewa R. w Kołobrzegu. Domaga się 200 tys. zł – 100 tys. od diecezji i 100 tys. od księdza. Sprawa jest precedensowa także dlatego, że mają zostać przesłuchani hierarchowie: kard. Kazimierz Nycz, abp Marian Gołębiewski i bp Edward Dajczak.

W osobnym procesie ksiądz został skazany na dwa lata bezwzględnego pozbawienia wolności.

Marcin K. z odszkodowaniem od kurii może mieć spory problem, bo Kościół jest zdania, że to ksiądz – a nie jego przełożeni – powinien ponosić odpowiedzialność. Hierarchowie mówią to od czasu, gdy latem zeszłego roku media opisały historie pedofilskie księży na Dominikanie czy księdza z Tarchomina.

– Podkreślaliśmy od samego początku, że odpowiedzialność dotyczy osoby indywidualnej, czyli sprawcy czynu, a nie parafii czy kurii – powiedział wczoraj abp Wojciech Polak, prymas Polski.

– Jestem zdania, że nie można zwalniać przestępcy od odpowiedzialności – mówi „Wyborczej” ks. Józef Kloch, rzecznik Episkopatu. – Proszę się zastanowić, gdyby odszkodowanie miała zapłacić parafia albo kuria, a sprawca w procesie karnym dostałby wyrok w zawieszeniu, to w praktyce czułby się bezkarny.

Co może ofiara

Ofiarom pedofilii pomaga fundacja „Nie lękajcie się”. Założyły ją ofiary księży pedofilów. Działa od listopada 2013 i od tamtej pory zgłosiło się do niej kilkadziesiąt osób.

Kto? – Najstarsza ofiara ma 70 lat i mieszka w Australii. Najmłodsi mają niewiele ponad 20 lat – opowiada Marek Lisiński, prezes fundacji. – Proponujemy im, by zgłaszały się do prokuratury oraz by ubiegały się o odszkodowania. Nawet jeżeli sprawa jest przedawniona, bo wtedy zostaje ślad. Przyda się, jeżeli się okaże, że sprawca nadal krzywdzi dzieci.

Ofiara może dochodzić sprawiedliwości na różne sposoby. Jedną z nich jest proces cywilny o odszkodowanie. Można także zgłosić sprawę biskupowi, który jest przełożonym księdza. Biskup musi w takiej sytuacji zbadać sprawę i jeżeli uzna, że zarzuty są prawdopodobne, musi zgłosić ją do Watykanu. W procesie kanonicznym najwyższa kara to wyrzucenie ze stanu kapłańskiego. Są też mniejsze kary i środki zapobiegawcze, np. odsunięcie od pracy z dziećmi.

Zgłoszenie do biskupa nie jest jednak równoznaczne z powiadomieniem prokuratury. Hierarchowie twierdzą, że zgodnie z polskim prawem nie mają takiego obowiązku. Jesienią ubiegłego roku, kiedy Episkopat kończył prace nad wytycznymi w sprawie pedofilii, biskupi przekonywali, że za każdym razem ofiara będzie informowana i namawiana do pójścia do prokuratury.

Historia Mariusza

Sprawę karną wytoczył swojemu proboszczowi 23-letni Mariusz z małej miejscowości w województwie warmińsko-mazurskim.

– Moja trauma trwała wiele lat. Zaczęło się, kiedy miałem dziewięć lat i byłem ministrantem. Proboszcz doskonale znał moją rodzinę. Wiedział, w jakiej jesteśmy sytuacji materialnej. I że nie mamy w domu łazienki. Pewnego dnia zaprosił mnie na plebanię. Powiedział, że jestem brudny i że mogę się u niego wykąpać. W pewnym momencie wszedł do łazienki i zaczął mnie myć. Potem kazał mi się położyć na łóżku i zaczął się do mnie dobierać – opowiada Mariusz.

– Zupełnie nie rozumiałem, co się dzieje. Nie protestowałem, bo się bałem, że ksiądz powie o mnie coś z ambony. Albo że zacznie rozpuszczać plotki na mój temat. I nie myliłem się – opowiada „Wyborczej”.

2,5 roku temu Mariusz postanowił zgłosić sprawę biskupowi toruńskiemu Andrzejowi Suskiemu, przełożonemu proboszcza.

– Przez dwa miesiące umawiałem się na spotkanie. W końcu się udało. Biskup mnie przyjął i kazał opisać sprawę. Znał mnie dobrze, bo czasem służyłem u niego do mszy – opowiada Mariusz. Po spotkaniu, zgodnie z instrukcją biskupa, napisał list. Ksiądz został w ciągu 48 godzin zawieszony, a na jego miejsce przyszedł nowy proboszcz.

– Myślałem, że wszystko potoczy się sprawnie. Myliłem się. Zaczęły się naciski. Sugerowano, że ogłaszam się w internecie i sprowadzam sobie mężczyzn z ogłoszeń. Potem także, że sypiam ze swoim pracodawcą. Wyciągane są moje prywatne sprawy – mówi Mariusz, który uważa, że stoją za tym osoby bliskie proboszczowi.

– Myśleli, że się wystraszę. Chcieli mnie zniszczyć. Ale ja się nie zatrzymam – mówi.

Dodaje, że z pomocą fundacji znalazł prawnika i sprawa została zgłoszona do prokuratury.

– Na początku nie chciałem walczyć o odszkodowanie na drodze cywilnej. Ale spotkałem się z proboszczem i on wszystkiego się wyparł. Wtedy zdecydowałem, że będę także walczył o odszkodowanie. Na początku myślałem o 150 tys. zł, ale już wiem, że będzie to wyższa kwota. Sama terapia kosztowała mnie bardzo dużo – opowiada.

Historia Macieja

Z fundacją współpracuje także 32-letni Maciej z małej miejscowości w Wielkopolsce.

– Kiedy miałem dziesięć lat, byłem ministrantem. Służyłem często sam do porannych mszy. Po mszy zostawaliśmy z księdzem wikarym tylko we dwóch w zakrystii. To powtarzało się wiele razy. Ksiądz podchodził wtedy do mnie, rozpinał mój rozporek i dotykał miejsc intymnych – opowiada.

Maciej dopiero w styczniu tego roku, po spotkaniu z założycielką amerykańskiego stowarzyszenia ofiar księży SNAP, odważył się o wszystkim mówić. Z pomocą prawnika wezwał kurię i parafię do ugody. Niedawno zgłosił też sprawę do prokuratury. Próbuje także dochodzić swoich racji w procesie kanonicznym.

– Przedstawiciel biskupa odpisał tylko jednym zdaniem na moje zgłoszenie opisujące ze szczegółami te traumatyczne wydarzenia z mojego dzieciństwa: „Kapłan, o którym Pan wspomina w swoim piśmie, nie należy do Archidiecezji Poznańskiej”.

– Będę walczył o to, żeby ksiądz oraz Kościół nie pozostawali bezkarni i zadośćuczynili za to, co się stało. Ale przede wszystkim będę domagał się, żeby chronić inne dzieci, które mogą być w tym momencie przez niego i innych księży krzywdzone. Wiem, że będzie trudno. Ale nie odpuszczę, nawet gdyby sprawa miała trafić do Strasburga. Chodzi o zasadę, żeby ksiądz czy biskup, którzy popełnili przestępstwo, zostali osądzeni i ukarani w świeckim wymiarze sprawiedliwości tak jak każdy inny człowiek. Jeśli Kościół zacznie płacić, to księża trzy razy zastanowią się, zanim znów kogoś skrzywdzą – mówi nam Maciej.

Opowiada, że kiedy zaczął mówić o tym, co go spotkało, nikt go nie rozumiał. – Spotkałem się z reakcją w stylu: „Jak możesz mówić takie rzeczy o księdzu, atakujesz Kościół”. Inni sugerowali, że wszystko sobie zmyśliłem. Że np. ksiądz dotknął mojej ręki, a ja sobie wyobraziłem, że mnie molestował – opowiada.

„Staliśmy się narzędziem zła”

Kościół w przyszłym tygodniu organizuje w Krakowie liturgię pokutną, podczas której ma oficjalnie przeprosić za pedofilów w swoich szeregach.

„Mieliśmy ratować »maluczkich « Królestwa Bożego, a staliśmy się narzędziem zła przeciw nim” – taki fragment modlitwy zostanie przeczytany w przyszły piątek w Krakowie w bazylice Najświętszego Serca Jezusa.

Na mszy będzie prymas Wojciech Polak, nuncjusz apostolski Celestino Migliore, a także wielu innych hierarchów.

– To dobry, pierwszy krok – ocenia Marysia Mucha z zarządu fundacji Nie Lękajcie Się.

Ale przypomina, że liturgia pokutna to element większej konferencji na temat pedofilii w Kościele organizowanej przez o. Adama Żaka, koordynatora Episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży. I że członkowie fundacji chcieli na niej wystąpić, ale o. Żak się nie zgodził.

– Nie tyle odmówiłem, co stwierdziłem, że stan naszej relacji i dialogu nie jest jeszcze taki, żebyśmy mogli z zaufaniem i otwartością ze sobą dyskutować. Jesteśmy umówieni na rozmowy – tłumaczy „Wyborczej” o. Adam Żak.

[2014.06.13] Wyborcza.pl

Możliwość komentowania jest wyłączona.