Dzieje grzechu. Historia sprawy abpa Paetza

Sobotnia „Rzeczpospolita” ujawniła skandal, który wstrząsnął Kościołem i całą Polską – arcybiskup poznański Juliusz Paetz molestował seksualnie kleryków i księży. Dotarliśmy do nowych dokumentów, rozmawialiśmy z kolejnymi świadkami. Opowiadają rzeczy wstrząsające (Artykuł archiwalny z 25.02.2002r.)

Rzeczpospolita” napisała o przypadkach dwuznacznych pocałunków i uścisków, których dopuszczał się arcybiskup wobec powierzonych jego pieczy księży i kleryków. Opisała działania osób świeckich i duchownych, które od dłuższego czasu interweniowały u samego arcybiskupa i władz kościelnych, także w Watykanie.

Informatorzy „Rzeczpospolitej” chcieli pozostać anonimowi. Także rozmówcy „Gazety” nie ujawniają nazwisk. – Proszę zrozumieć. My jesteśmy „mundurowi” – tłumaczą. – Obowiązuje nas posłuszeństwo wobec przełożonych, a ci każą milczeć.

Molestowanie według schematu

– Arcybiskup molestował według schematu. Jeśli kleryk wpadł mu w oko, to starał się z nim umówić w cztery oczy. Pytał, czy kleryk nie ma jakiś problemów w seminarium, dawał numer komórki i prosił o telefon. Proponował przejście na „ty” – opowiada jeden z księży.

Inny ksiądz: – Czasem wzywał do siebie. Niektórym obiecywał stypendium w Rzymie, innym wsparcie na studiach w Poznaniu. Potem było obejmowanie. Na początek takie, którego nie można jednoznacznie uznać za niewłaściwe. Jeśli nie było stanowczego protestu, ręce arcybiskupa zaczynały krążyć w okolicach pośladków i genitaliów kleryka. Jeśli protest był, od razu mówił, że to tylko lingua del corpo [po włosku – mowa ciała]. Często dodawał, że „nasz Pan jest miłosierny”.

Ksiądz z kurii: – Wiem, że niektórym klerykom arcybiskup dawał w prezencie czerwone majtki z napisem ROMA. I mówił, że to trzeba czytać od tyłu. Pytał: „Czy umiesz tak czytać?”.

Pracownik kurii: – Od początku było dla mnie dziwne, że za poprzedniego biskupa Jerzego Stroby w pałacu mieszkały również siostry elżbietanki i kapelan. A nowy metropolita wolał, żeby nikogo nie było.

Młody ksiądz: – Gdy jeszcze byłem klerykiem, arcybiskup wezwał mnie i zaproponował pomoc w rozpoczęciu równoległych studiów na Akademii Sztuk Pięknych. Wiedział, że maluję. Powiedziałem, że tamte studia mnie nie interesują. Prosił, żebym się zastanowił, a na pożegnanie objął mnie i pocałował w taki sposób, że odruchowo go odepchnąłem. Chyba dość zdecydowanie, bo nigdy więcej to się nie zdarzyło.

Inny z molestowanych księży: – Proszę zrozumieć, nie mogę o tym mówić głośno. W końcu jestem księdzem i składałem ślub posłuszeństwa mojemu biskupowi. Jeśli biskup powie, że mam się spakować i wyjechać na misję na drugi koniec świata, zrobię to.

Już w Łomży

– Plotki o próbach wykorzystywania kleryków docierały do Poznania już wtedy, gdy Paetz był ordynariuszem diecezji łomżyńskiej [w latach 1983-96 – red.]. Ponoć w Łomży była nawet jakaś watykańska komisja, ale nie znam wyników jej prac. Wiem jedno: biskup Paetz nie został zdymisjonowany, lecz trafił do Poznania – mówi ksiądz z kurii.

„Gazeta” dotarła do krążących po Poznaniu kserokopii dokumentów zamieszczonych w kanadyjskim czasopiśmie „Reflex” (poświęconym imigracji). Wynika z nich, że na początku lat 90. starał się o azyl w Kanadzie były kleryk z Polski. Argumentował, że w 1986 roku był jako student seminarium molestowany przez swego biskupa. Wszystkie nazwiska w artykule zostały wykropkowane, ale liczba kropek odpowiada liczbie liter nazwiska „Juliusz Paetz”, a kropki w nazwie miejscowości, gdzie mieściło się seminarium, pasują do słowa „Łomża”, gdzie Juliusz Paetz był wtedy biskupem. Ponadto dokument mówi o biskupie, że pracował on wcześniej jako prałat antykamery w Watykanie, który przygotowywał prywatne audiencje u kolejnych papieży – Pawła VI, Jana Pawła I i Jana Pawła II. Jedyną osobą, która była szefem antykamery u tych trzech papieży, jest abp Paetz.

Kleryk zeznał też, że o sprawie powiadomił pewnego zakonnika. Udało nam się ustalić, kim jest ten człowiek, i porozmawiać z nim.

– To prawda. Opiekowałem się tym młodym człowiekiem, dopóki nie wyjechał z Polski. Znam więcej przypadków wykorzystywania kleryków przez abp. Paetza. Sprawa ciągnie się od lat. Niektórzy wolą, żeby o tym głośno nie mówić, bo to zmartwi Ojca Świętego. A może on powinien się tym martwić? Może tak byłoby lepiej? – zastanawia się zakonnik.

Pierwsza interwencja

Podobnych przypadków było na tyle dużo, że w grudniu 1999 r. rektor poznańskiego seminarium ksiądz Tomasz Karkosz decyduje się na rozmowę z arcybiskupem. W lutym 2000 r. u abp. Paetza interweniuje prof. Maciej Giertych, genetyk z PAN, znany działacz katolicki. Rezultatu nie ma.

Kilku poznańskich duchownych postanawia zatem powiadomić Stolicę Apostolską. Listy o sprawie otrzymują osoby wysoko postawione w watykańskiej hierarchii: ks. biskup Stanisław Dziwisz (sekretarz papieski), kardynał Joseph Ratzinger (prefekt Kongregacji Nauki Wiary), wywodzący się z Poznania kardynał Zenon Grocholewski (prefekt Kongregacji Wychowania Katolickiego) i sekretarz stanu kardynał Angelo Sodano.

Ten ostatni informuje nuncjusza apostolskiego w Polsce ks. arcybiskupa Józefa Kowalczyka. Nuncjusz żąda pisemnych oświadczeń molestowanych. W maju 2001 r. do nuncjatury trafiają cztery podpisane świadectwa księży i kleryków. Ale nuncjatura milczy.

List pięciu

W tej sytuacji 10 września powstaje kolejny list do polskich biskupów-delegatów Episkopatu Polski na ubiegłoroczną sesję synodu w Rzymie poświęconą biskupiej posłudze: „Prosimy o podniesienie podczas obrad kwestii możliwości obrony Kościoła lokalnego przed niemoralnymi, błędnymi lub szkodliwymi działaniami miejscowego biskupa. Ośmielamy się o to prosić w związku z sytuacją, której od pewnego czasu doświadczamy w archidiecezji poznańskiej. Chodzi o działania Księdza Arcybiskupa Juliusza Paetza, które przez osoby bezpośrednio nimi dotknięte (w tym przez kleryków arcybiskupiego seminarium w Poznaniu) odbierane są jako homoseksualne”. List podpisują: dziekan Wydziału Teologicznego UAM ks. prof. Tomasz Węcławski, rektor seminarium ks. Tadeusz Karkosz, redaktor naczelny tygodnika „Przewodnik Katolicki” ks. Jacek Stępczak, proboszcz ks. Marcin Węcławski i prezes Ogólnopolskiego Porozumienia Ruchów Obrony Życia Paweł Wosicki.

Sygnatariusze martwią się, że sprawa może zostać upubliczniona: „Obawiając się wielkiej szkody dla Kościoła, od blisko dwu lat staraliśmy się zapobiec niebezpieczeństwu, także zwracając się z udokumentowanymi informacjami do Stolicy Apostolskiej. Czujemy się jednakże pozostawieni samym sobie i bezsilni”.

Arcybiskupi Tadeusz Grocholewski, Józef Michalik, Henryk Muszyński i biskup Antoni Dydycz nie poruszają tematu podczas synodu.

Pięciu potępionych

Kopię „listu pięciu” otrzymuje nuncjusz Kowalczyk, który przekazuje ją… abp. Paetzowi. Ten udziela proboszczowi Węcławskiemu nagany kanonicznej. Ks. Węcławski odwołuje się, ale kara zostaje podtrzymana przez kardynała Darisa Castrillona Hoyosa, prefekta watykańskiej Kongregacji Duchowieństwa.

Dotarliśmy do notatki z poznańskiej kurii streszczającej stanowisko abp. Kowalczyka: „Ks. Nuncjusz ocenia pismo negatywnie. Autorzy twierdzą, że złożyli udokumentowane informacje do Stolicy Apostolskiej. Skoro tak, to tu ich rola się kończy. Autorzy pisma argumentują, że kierują się dobrem Kościoła. Wydaje się, że obranie takiego sposobu >>obrony Kościoła<< bardzo mu szkodzi. Autorzy listu obdarzeni zaufaniem Arcybiskupa spełniają wysokie funkcje w archidiecezji. Rodzi się pytanie: czy w tej sytuacji mogą je nadal spełniać?”.

Sprawa coraz bardziej znana

Sprawa zaczyna być jednak znana coraz większej liczbie osób, także świeckich katolików. Opowiada przewodniczący „Solidarności” w poznańskich Zakładach Hipolita Cegielskiego Marek Lenartowski. – Wiele osób pytało mnie, co sądzić o postępowaniu arcybiskupa. Na początku mówiłem, żeby zapytali swoich proboszczów. A potem sam poszedłem porozmawiać z bp. pomocniczym Markiem Jędraszewskim. Proszę wybaczyć, ale traktuję tę rozmowę jak objętą tajemnicą podobną do tajemnicy spowiedzi.

Praktyki arcybiskupa dotknęły też studentów archeologii pracujących w ostatnich latach przy wykopaliskach na Ostrowie Tumskim [gdzie w Poznaniu znajduje się katedra i kuria biskupia – red.]. – Arcybiskup zupełnie nie potrafił się opanować. Wchodził do wykopów, obłapiał co ładniejszych studentów, aż dr Andrzej Sikorski z Instytutu Archeologii UAM zaczął chodzić za nim krok w krok – opowiada jeden z księży.

Sikorski: – Nie będę rozmawiał. Wiem jedno: Kościół jest instytucją, która przetrwała 2000 lat i z tą sprawą też sobie poradzi.

Inny ksiądz: – Podczas oficjalnej kolacji w naszej parafii arcybiskup w ogóle nie był zainteresowany rozmową. Cały czas patrzył na dwóch wysokich kelnerów. Pytał, czy mają rodziny, a jednego złapał za ucho, w którym ten miał kolczyk.

– Arcybiskup jest osobą chorą. To seksoholik o orientacji homoseksualnej. Wiem, że jednego kleryka zapytał, dlaczego do niego nie przychodzi, podczas mszy, którą odprawiał – opowiada inny duchowny.

Kolejny ksiądz wzdycha: – Coraz więcej ludzi o tym wiedziało. I co ja miałem powiedzieć matce chłopaka, która płakała, że jej syn tak często jeździ do katedry, gdy arcybiskup odprawia mszę…

Opinia o arcybiskupie dotyka cały poznański Kościół. – Bp pomocniczy Zdzisław Fortuniak święcił jeden z budynków w Poznaniu. Z tłumu ktoś krzyknął: „Pedał, pedał” – opowiada ksiądz z kurii.

– Gdy jakiś kapłan wracał z zagranicznego stypendium załatwionego przez kurię, wielu patrzyło na niego jak na ofiarę arcybiskupa – mówią duchowni.

Oświadczenie w obronie arcybiskupa

„Rzeczpospolita” opisała, jak w październiku arcybiskup zwołał dziekanów, czyli proboszczów reprezentujących kurię w dziesięciu parafiach. Poprosił o modlitwę w intencji jedności wszystkich księży diecezji ze swoim biskupem i wyszedł. Zostali biskupi pomocniczy, którzy powiedzieli, że dziekani powinni podpisać oświadczenie.

Uczestnicy spotkania przekazali nam jego kopię: „Od pewnego czasu rozpowszechnia się w różnych środowiskach naszej archidiecezji zniesławiające opinie o naszym Pasterzu, Arcybiskupie Juliuszu. (…) Zdajemy sobie sprawę, że niektórzy mogą ulec tej wielce szkodliwej propagandzie, która godzi w dobro Kościoła poznańskiego. Dlatego my, biskupi pomocniczy i dziekani – jako najbliżsi współpracownicy Księdza Arcybiskupa Juliusza – pragniemy wyrazić słowa zaufania, solidarności i głębokiego oddania dla naszego Pasterza, który z całym zaangażowaniem i poświęceniem służy Ludowi Bożemu, czego owoce są dla wszystkich dostrzegalne”.

Nie było dyskusji, tylko jeden z proboszczów zapytał: „Czy my to musimy podpisać?”.

– Odpowiedź brzmiała: „Tak”. Jeśli ktoś nie był przekonany, bp Jędraszewski mówił: „Podpisz dla dobra Kościoła” – opowiada jeden z uczestników spotkania.

Inny uczestnik: – To było łamanie sumień.

– Biskupi pomocniczy zawiedli nas. Mieliśmy nadzieję, że powiedzą arcybiskupowi o naszych prawdziwych poglądach, ale tak się nie stało – mówi ksiądz z kurii.

Oświadczenie miało zostać odczytane we wszystkich kościołach diecezji. Zamiast tego jego kopia zostaje wysłana do Watykanu. Na wiadomość o tym czterech dziekanów podaje się do dymisji. Jeden z nich, ks. Roman Grocholski z dekanatu boreckiego, pisze do arcybiskupa Paetza: „Moje sumienie już wtedy podpowiadało mi, żeby tego dokumentu nie podpisywać, teraz mam jeszcze większe wątpliwości. Proszę przyjąć moją rezygnację z funkcji dziekana, co, jak mam nadzieję, choć częściowo uspokoi moje wnętrze. Od tamtego dnia nie mogę spokojnie spać, widząc, że postąpiłem lekkomyślnie i wbrew sumieniu”.

„Rzeczpospolita” ujawniła, że abp Paetz zażądał publikacji oświadczenia w podległym mu „Przewodniku Katolickim”. Redaktor naczelny ks. Jacek Stępczak, sygnatariusz listu do synodu biskupów, odmawia. Wtedy metropolita odwołuje go z funkcji i zakazuje pracy duszpasterskiej w diecezji. W styczniu ksiądz Stępczak zostaje misjonarzem w Zambii.

Treść oświadczenia poznają poznańscy klerycy, odczytuje im je podczas mszy świętej bp Fortuniak. – Podczas św. eucharystii, a przecież klerycy wiedzieli, jaka jest prawda! – oburza się jeden z duchownych. – Nie muszę mówić, jak wpłynęło to na pracę w seminarium.

Bunt wikariusza

Jak dowiaduje się „Gazeta”, nim doszło do spotkania z dziekanami, cytowane wyżej oświadczenie w obronie arcybiskupa miała podpisać ośmioosobowa rada biskupia, czyli biskupi pomocniczy (Zdzisław Fortuniak, Marek Jędraszewski i Grzegorz Balcerek), oraz pięciu wikariuszy biskupich. Jeden z nich, wikariusz ds. katechizacji ks. Romuald Niparko, odmawia i składa rezygnację. Pisze do arcybiskupa: „Przez długi czas [tę sprawę] pokrywało głuche milczenie mające sprawić wrażenie, jakoby się nic nie stało. Reakcje w formie pisemnych oświadczeń, które pochodzą od współpracowników Waszej Ekscelencji, noszą niestety znamiona klasycznej manipulacji. Tymczasem istnieje przeświadczenie, że mamy tu do czynienia z naganną rzeczywistością (…). Porusza to głęboko środowisko seminaryjne, szerokie kręgi duchownych i świeckich archidiecezjan, a także wiele osób spoza archidiecezji”.

Papież wysyła komisję

Nie wiadomo, jak dalej potoczyłaby się sprawa, gdyby nie interwencja kogoś, kogo „Rzeczpospolita” nazywa „ważną osobą z Krakowa” – wielo- letniego przyjaciela Ojca Świętego. Osobiście dociera on do Papieża. Jan Paweł II reaguje natychmiast. Do Poznania przybywa dwóch jego osobistych wysłanników.

– W dwuosobowej komisji był ksiądz Antoni Stankiewicz, który od 20 lat pracuje w Rocie Rzymskiej. Mówił, że do tej pory nie spotkał się z sytuacją, by Papież sam wysyłał swoich przedstawicieli z pominięciem właściwych dla takich spraw instytucji watykańskich – opowiada nam jeden z księży.

Komisja przesłuchuje kilkadziesiąt osób, większość potwierdza zarzuty. Z informacji „Gazety” wynika, że nie-którzy z przesłuchanych mówią o podobnych zachowaniach przynajmniej jeszcze jednej osoby z najbliższego otoczenia arcybiskupa.

Na początku lutego arcybiskup wyjeżdża do Watykanu. Poruszone środowisko ma nadzieję, że to koniec jego pracy w diecezji. Tymczasem metropolita, po tygodniu, wraca do Poznania.

[2009] Wyborcza.pl

Możliwość komentowania jest wyłączona.