FiM – Kielich goryczy

Proboszcz, który przekroczy wszelkie granice przyzwoitości, ma dwie możliwości opuszczenia parafii: bmw albo… taczką. Ten drugi środek lokomocji zaproponowali wielebnemu parafianie z Chociszewa.

Ksiądz Grzegorz N. (l. 42) pojawił się w Chociszewie k. Czerwińska półtora roku temu. Choć do parafian docierały dziwne informacje na temat wcześniejszych przygód wielebnego, na dobry początek obdarzyli go pełnym zaufaniem.
– Mamy dostatecznie dużo własnych kłopotów, by zajmować się plotkami – mówi jedna z parafianek.

Jednak zdanie na temat ks. Grzegorza zostało szybko i diametralnie zrewidowane.
– Zmarł parafianin, a ksiądz kategorycznie odmówił udziału w pogrzebie. Nie wiadomo, dlaczego. W końcu, gdy dostał sporą dopłatę, z wielką łaską pojawił się przy trumnie – wspomina pani Barbara. – Szybko okazało się, że dla niego liczy się wyłącznie kasa, a nie człowiek. Za wydanie zaświadczenia do innej parafii dla przyszłego małżonka żąda tyle co za ślub. Choć ludzie nie szczędzą grosza na potrzeby zabytkowej świątyni, ksiądz nie zatroszczył się dotąd o to, by w miejsce skradzionych rynien założyć nowe, a przecież kościół jest z drewna, do tego mocno zabytkowy. Za to wyżywa się na dzieciach podczas lekcji religii, trzymając je godzinami na mrozie, i bezustannie karze za jakieś przewinienia. Rodzicom zaleca bicie swoich pociech.

Gdyby nie takie numery, ludzie z pewnością wybaczyliby proboszczowi kochankę, z którą od początku wcale się nie krył, co nawet dzieciaki wytykały mu podczas lekcji religii.
– Ale kielich goryczy przelał się, gdy zmarł nagle Władysław Sarnowski. Proboszcz kategorycznie zakazał wprowadzenia trumny do kościoła i odmówił udziału w pogrzebie – opowiada Grzegorz Gwiazda, mieszkaniec Chociszewa. – Zmarły rzekomo nie przyjmował księdza, gdy ten chodził po kolędzie. Tymczasem wszyscy wiedzieli doskonale, że Sarnowski pracował jako ochroniarz daleko od domu i że często go nie było właśnie z powodu roboty. Był jednak katolikiem i co do tego nikt nie ma najmniejszych wątpliwości.
– Przyjechaliśmy z trumną do kościoła, ale okazało się, że wszystkie bramy i wejścia są pozamykane – mówi ze łzami w oczach Hanna Tymińska, krewna zmarłego.
– Dzwoniliśmy kilkakrotnie do proboszcza, ale był nieugięty. Przez dwie godziny czekaliśmy pod kościołem i dopiero na skutek interwencji dziekana proboszcz zgodził się wpuścić trumnę do świątyni. Mszę jednak odprawił bardzo krótką, jak z łaski, zaś na cmentarzu odmówił wygłoszenia ostatniego pożegnania.

Tego było już ludziom za wiele. W niedzielę rano przed plebanią zebrał się tłum mieszkańców Chociszewa i okolicznych wiosek. Przed furtką plebanii postawiono taczkę.
– Krył się jak szczur – mówi jeden z młodych parafian.
– Jeśli wcześniej nie brakowało mu tupetu i chamstwa, by nami pomiatać, dlaczego teraz nie spojrzał ludziom prosto w oczy?

Po niedzielnym buncie grupa parafian wspólnie z dyrektorką miejscowej szkoły pojawiła się u biskupa w Płocku. Ekscelencja, owszem, przyjął delegację, a nawet łaskawie przeczytał petycję, wysłuchał zdenerwowanych parafian i obiecał szybkie rozpatrzenie sprawy. Niektórzy myśleli, że teraz proboszcz zniknie jak kamfora, tymczasem po kilku dniach, gdy już emocje nieco opadły, okazało się, że wielebny przeniesiony zostanie do innej parafii, ale najwcześniej… w czerwcu.
– To gra na zwłokę. Nie interesuje mnie, co biskup zrobi z proboszczem, niech go tylko natychmiast zabierze, byśmy nie musieli na niego patrzeć – mówi zirytowana pani Hanna.
– Co się odwlecze, to nie uciecze – dodaje ze spokojem Grzegorz Gwiazda. – Tak czy siak, taczka czeka.

[2008] FaktyiMity.pl Nr 16(424)/2008

Możliwość komentowania jest wyłączona.