FiM – Żerowisko

Niepełnosprawność bywa zrządzeniem losu, ale może być jego darem dla… pełnosprawnych. Wystarczy umieć robić na niej karierę i pieniądze… Niepełnosprawność bywa zrządzeniem losu, ale może być jego darem dla… pełnosprawnych. Wystarczy umieć robić na niej karierę i pieniądze..

Parafie i zakony oraz orbitujące wokół kat. Kościoła organizacje świeckie prowadzą w Polsce kilkaset rozmaitych domów pomocy społecznej, ośrodków opiekuńczo-wychowawczych bądź leczniczych, placówek dziennego pobytu itp. Nie czynią tego – wbrew składanym zapewnieniom – charytatywnie, bo zdecydowana większość owych instytucji finansowana jest z kasy publicznej. A gdy w grę wchodzą pieniądze, to u watykańczyków nie ma zmiłuj: gotowi są na każde świństwo…

###

W 2000 r. grupa kilkudziesięciu matek, których pociechy zły los dotknął niepełnosprawnością intelektualną, zawiązała Stowarzyszenie na rzecz Osób Potrzebujących „Światło i Cienie”, mające w swoim statucie „pomoc społeczną oraz wyrównywania szans rodzin i osób w trudnej sytuacji życiowej”. Kobiety – mieszkanki gdańskiej dzielnicy Zaspa – wspomagały się wcześniej podczas spotkań w parafialnej salce katechetycznej, aż wreszcie uznały, że nadszedł czas, aby całkiem pokaźne środki finansowe pozostające w dyspozycji samorządu z przeznaczeniem dla osób niepełnosprawnych zagospodarować w sposób najbardziej dla ich dzieci odpowiedni i ściśle kontrolowany.

Decyzją rodziców, którzy nazywali się już Walnym Zgromadzeniem (najwyższą władzą stowarzyszenia), pierwszym prezesem zarządu został 43-letni dziś ksiądz Marek Lange (fot. obok). Jako prosty wikary sprawował wówczas opiekę duszpasterską nad „dziećmi gorszego Boga” i chłopina wprost palił się do zaszczytów. A że jego ambicje współgrały z przekonaniem założycielek „Światła i Cieni”, iż nikt nie będzie miał lepszego przebicia w urzędach niż facet w czarnej sukience, ks. Marek Lange dostał od nich władzę.

Podkreślmy, że na czteroletnią zaledwie kadencję, z zaproponowaną przez niego pomocnicą w osobie przybocznej wiceprezes Danuty D. (pracownik socjalny, członek Powiatowego Zespołu ds. Orzekania o Stopniu Niepełnosprawności w Gdańsku). Sekretarzem zarządu została marionetkowa Barbara W.

Zaczęło się całkiem obiecująco: z dniem 1 października 2003 roku Spółdzielnia Mieszkaniowa „Rozstaje” wynajęła stowarzyszeniu pomieszczenia, miasto dało pierwsze pieniądze i… ruszył z kopyta Środowiskowy Dom Pomocy Społecznej, w którym niepełnosprawna młodzież (27–30 osób) zaznawała „terapii zajęciowej i rehabilitacji”– tak to określano w ślicznie brzmiących sprawozdaniach.

###

Spotkaliśmy się w Gdańsku z grupą matek założycielek stowarzyszenia, które opowiedziały nam, jak wyglądała naga prawda.
– Pierwsze problemy pojawiły się wówczas, gdy chciałyśmy na własne oczy sprawdzić, na czym polega owa „terapia i rehabilitacja”. Docierały do nas bardzo niepokojące sygnały, że dzieci siedzą po kątach i nic nie robią. Terapeuci twierdzili, że niemal każdą ich inicjatywę zarząd blokował z powodu rzekomego braku pieniędzy, choć z mediów wiedziałyśmy, że dostawali granty z urzędu miasta. Ksiądz bardzo ostro reagował na wszelkie próby patrzenia mu na ręce. Zakrzykiwał nas i odmawiał udostępnienia rozliczeń finansowych – mówi Jadwiga, przewodnicząca Komisji Rewizyjnej stowarzyszenia.
– Stwierdził, że nie ma obowiązku o niczym nas informować, bo za dużo byłoby rządzących. Byłam świadkiem, jak zwracał uwagę rehabilitantowi, że niepotrzebnie zajmuje się niepełnosprawną dziewczynką, bo „przecież ona i tak nie będzie chodzić” – dodaje Barbara.
– Pytany o przychody, ksiądz Marek odpowiadał, że „nie jest sztuką dostać pieniądze. Sztuką jest je umiejętnie rozliczyć” – wspomina Halina.

Dopiero, gdy w 2005 r. „Światło i Cienie” uzyskało status organizacji pożytku publicznego, ks. Lange musiał ujawnić niektóre kwity i czynić to samo w latach następnych. Tworzące Walne Zgromadzenie matki założycielki stowarzyszenia dowiedziały się wówczas ze zdumieniem, że:
# zarząd miał w 2005 r. do dyspozycji prawie 350 tys. zł (w 2006 r. – ponad 570 tys. zł, a w 2007 r. przygarnął już ok. 630 tys. zł);
# stowarzyszenie rozwijało się, zatrudniając coraz to więcej osób (w 2005 r. – 9, w 2006 r. – 14, w 2007 r. – 17), przeznaczając na
ich płace odpowiednio: 170 tys. zł, 236 tys. zł i 365 tys. zł;
# bez ich wiedzy i zgody uruchomiono dwa kolejne Dzienne Domy Pomocy dla osób starszych;
# istnieją rachunki z rozlicznych „imprez okolicznościowych”, których matki za żadne skarby nie mogły sobie przypomnieć…
– Zaczęłyśmy się domagać wyboru nowego zarządu, bowiem, zgodnie ze statutem, czteroletnia kadencja duetu ksiądz Marek-Danuta D. wygasła już w 2006 roku – zauważa Grażyna.

###

W obliczu śmiertelnego zagrożenia utraty władzy, wielebny – wspierany przez swą serdeczną psiapsiółkę Danutę D. – wykonał efektowne salto mortale:
# podczas Walnego Zgromadzenia, do którego doszło 5 września 2007 r., złożył rezygnację zarządu, z datą ustąpienia wyznaczoną na ostatni dzień roku;
# ową rezerwę czasową wykorzystał na wycofanie w imieniu „Światła i Cieni” wszystkich wniosków i umów dotyczących finansowania zajęć z niepełnosprawnymi, zawartych już z miastem na 2008 roku, oraz wypowiedzenie umów o pracę z personelem Środowiskowego Domu Pomocy Społecznej;
# 27 października 2007 r. potajemnie zarejestrował własną Fundację „Marcus” (z siedzibą w lokalu użytkowanym dotychczas przez stowarzyszenie), usadawiając Danutę D. na fotelu prezesa zarządu, wspomnianą Barbarę W. – na stołku wiceprezesa i swoją skromną osobę na taborecie członka kierownictwa;
# wyłudził od części zdezorientowanych rodziców deklarację, że ich dzieci będą kontynuowały zajęcia w tym samym miejscu i z tą samą kadrą, aczkolwiek pod nieco zmienionym szyldem;
# załatwił samorządowe dofinansowanie dla Fundacji „Marcus”;
# całą dokumentację finansową „Światła i Cieni” przekazał do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, skutecznie uniemożliwiając nowym władzom stowarzyszenia objęcie kontroli nad organizacją i płynne kontynuowanie dotychczasowej działalności.
Tym właśnie drańskim sposobem kipiące społecznikowską pasją matki założycielki stowarzyszenia zostały wykolegowane przez księdza Marka Langego
i odesłane ze swoimi pociechami do własnych domów.
– Kilkoro rodziców wycofało swoje dzieci z powodu ich wyraźnej dyskryminacji. Gdy na przykład ksiądz przywozi dary z Caritasu, a często są to stosy kartonów z żywnością, pani Danuta pomija w rozdzielnictwie dzieci buntowników (Halina).
– Jednej z matek kazali, żeby zaopatrywała dziecko w pampersy albo przychodziła w południe i wysadzała córkę na sedes, bo przecież oni nie będą się zajmować taką nieprzyjemną robotą (Grażyna).

W placówce zwanej teraz Środowiskowym Domem Samopomocy, a kierowanej z tylnego fotela przez ks. Langego – dochodzi też do aktów przemocy:
– 4 kwietnia mój syn Bartek został uderzony w twarz – ręką, a następnie końcówką odkurzacza– przez młodą psycholog zatrudnioną przez księdza. Chłopiec chciał sprzątać pomieszczenie, a jej to przeszkadzało. Tłumaczyła mi się później, że nie wytrzymała (Barbara).
– Mój Michał był świadkiem tego wydarzenia. Gdy Barbara złożyła skargę, zaczął się w domu bardzo dziwnie zachowywać. Nieco na siłę zawiozłam go do ośrodka, skąd po kilku godzinach zadzwonili, że syn bardzo źle się czuje i trzeba go pilnie zabrać. Pojechaliśmy do lekarza, który stwierdził, że Michał przeżył ogromny stres. Okazało się później, że pani psycholog robiła chłopcu wodę z mózgu, wmawiając mu, że to, co widział, wcale się nie wydarzyło (Grażyna).

Tymczasem władze miasta są zachwycone ks. Markiem: w składzie elitarnej Gdańskiej Rady Seniorów doradza samemu prezydentowi Pawłowi Adamowiczowi (fot. poniżej z ks. Markiem), jak rozwiązywać problemy starszych osób. Szczęście, że nie tych niepełnosprawnych…

A władze kościelne?

W połowie stycznia kobiety złożyły skargę na ks. Langego, adresując ją do samego arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego. Do dzisiaj nie otrzymały żadnej odpowiedzi.

[2008] FaktyiMity.pl Nr 18(426)/2008

Możliwość komentowania jest wyłączona.